Całkiem niedawno i bardzo blisko był sobie komandytariusz. Jednak nie był on zwykłym, pospolitym wspólnikiem w spółce komandytowej. Razem ze swoimi kolegami stwierdzili, że zna się na swoim fachu na tyle dobrze, że warto zatrudnić go w spółce. Było to rzecz o tyle wyjątkowa, że wspólnik nie miał obowiązku pracy na rzecz spółki. Jak też radzili, tak też uczynili. Wspólnik pieczołowicie piastował swój etat w spółce. Pracował w pocie czoła zwiększając ku chwale społeczeństwa PKB i zyski spółki. Niestety, w księstwie w którym siedzibę spółka miała, grasowała przykra i złowroga